Życie spektaklu trwa zwykle kilka lat, przy dużym szczęściu – kilkanaście. Są też przedstawienia – muzea, grane od wielu dziesięcioleci, zawsze według tego samego scenariusza, z powoli starzejącą się obsadą. „Bracia Karamazow” Janusza Opryńskiego, okrzyknięte jednym z najważniejszych wydarzeń teatralnych minionego sezonu, wielokrotnie pokazywane w Polsce i w Europie, zostały zarejestrowane dla TVP Kultura w doskonałym momencie: spektakl jest świeży, młody, mocny, wciąż stanowi wyzwanie dla aktorów i wciąż zaskakuje wszystkich. A jednocześnie odsłania nieznaną twarz: gra planów, zbliżenia aktorów, niedostępne widzom w tradycyjnym teatrze, pozwalają „Braci…” odkryć na nowo.

Spektakl Janusza Opryńskiego, mocno osadzony w konwencji bliskiej tradycji Teatru Provisorium, legendy polskiego teatru alternatywnego, nie daje widzowi wytchnąć: scena z aktorami zamkniętymi w umownych ramach dekoracji kręci się coraz szybciej i nic tego dzikiego pędu nie może zatrzymać, ani rozsądek, ani asceza, ani namiętność. Dramaturgia spektaklu jest boleśnie precyzyjna, lodowato konsekwentna – kolejne wydarzenia prowadzą do katastrofy, nie dlatego, że Boga nie ma, ale dlatego, że podejmowane są ślepe próby jego odszukania, przywrócenia i narzucenia.
Sięgając po Dostojewskiego, reżyser zainspirował zupełnie nowe tłumaczenie – na potrzeby spektaklu powstał kongenialny przekład Cezarego Wodzińskiego, filozofa, badacza, tłumacza. Opryński zagrał o wszystko – i udowodnił, że we współczesnym teatrze można bez patosu pytać o porządek świata i mądrze mówić o winie, karze, namiętnościach i wybaczeniu. Obowiązkowe.