Spróbuj stworzyć całą opowieść, używając tylko jednej formy dłoni, jednej litery. Z Wojtkiem Ziemilskim, który w warszawskim Nowym Teatrze wyreżyserował spektakl o językach migowych i świecie głuchych, „Jeden gest”, rozmawia Anna Legierska.

Tekst do pobrania w formacie PDF: W tłumaczeniu – teksty kontekstowe. Jak zobaczyć głos

Spektakl „Jeden gest” integruje słyszących z niesłyszącymi, ale w nietypowy sposób, bo to od nas – ludzi słyszących wymaga dopasowania. Język migowy tłumaczony jest na polski, a nie na odwrót. Skąd u ciebie potrzeba opowiedzenia o świecie głuchych?

Nie chodziło o integrację. Punktem wyjścia było zainteresowanie zupełnie innym sposobem porozumiewania się, podejście do osób z innego obszaru językowego. Zadawałem sobie pytania o dziedziczenie – w jaki sposób dziedziczy się język migowy, jakiego typu to jest dziedzictwo, czym jest ta kultura w sytuacji, w której nie jest ona zapisana. A potem pojawiło się wiele ważnych i ciekawych wątków, które wywróciły początkową koncepcję do góry nogami. To nie jest pierwszy spektakl na migi, ale z tego, co wiem, pierwsza praca w obrębie nurtu teatru eksperymentalnego, którym się zajmuję.

Oprócz tego, że pracujesz jako reżyser, choreograf, jesteś lingwistą i tłumaczem, znasz angielski, francuski, portugalski. Czy to pomagało w przełożeniu języka migowego na język teatru?

Staram się być ostrożny w swoich wypowiedziach, zaznaczać, że nie jestem specjalistą. Tematem języków migowych i świata głuchych zainteresowałem się mniej więcej półtora roku temu, więc można powiedzieć, że jestem dyletantem. Po drugie, należę do kultury dominującej. Jest tu analogia do świata skolonizowanego, i to my należymy do kolonizatorów. Im dłużej poznaję ten świat, tym bardziej jestem przekonany, że to my izolujemy, to my tworzymy mocną hierarchię, jednoznacznie odrzucamy innych, pozostawiając głuchych samym sobie. Trudno sobie wyobrazić pełną emancypację grupy, która jest marginalizowana, i która na zawsze ma tę cechę, która ją wyklucza. Bycie głuchym powoduje, że komunikacja ze słyszącymi jest trudniejsza, i to się nie zmieni! Bo zawsze będzie problem komunikacji i zawsze trzeba go przepracowywać.

Historia języka migowego to historia wykluczenia, opresji, ale też walki o równouprawnienie, o prawo do bycia w społeczeństwie i używania języka migowego. Czy historia także jest bohaterką spektaklu?

Miała być, ale została zepchnięta na boczny tor. To miała być opowieść o różnicach między językami migowymi i próbie stworzenia jednego, uniwersalnego języka migowego w latach 70. XX wieku. Ale w trakcie pracy nad spektaklem okazało się, że to tylko ciekawostka. Wobec żywych, ważnych, aktualnych problemów wydało mi się śmieszne zajmowanie się czymś, co jest na piątym planie. Znalazłem coś dużo lepszego. Świat głuchych miał mi do zaoferowania znacznie więcej, niż myślałem.

Historia obecna jest za to w biografiach moich aktorów. Trafiłem na nich przypadkowo, nie robiłem castingu. Każda historia zawiera w sobie fundamentalne, często dramatyczne elementy wspólne dla polskiej rzeczywistości, bariery i okoliczności, które głusi każdego dnia muszą przezwyciężać. I nie chodzi tu tylko o życie w nietolerancyjnym świecie, nie zainteresowanym integracją, nie chcącym innego. Mówi się o tym często w kontekście uchodźców, obcych, a tymczasem tu na własnym terenie, w mieszkaniu obok mamy Polaków, dla których nie ma miejsca, pomysłu, czasu.

Kim są aktorzy, których zaprosiłeś do współpracy?

Cała czwórka na różnych poziomach jest aktywna w Polskim Związku Głuchych. Marta znalazła powołanie w łączeniu świata głuchych ze światem słyszących, uczy języka migowego, prowadzi też dla głuchych zajęcia ze sztuki. Jest tłumaczką, pomaga nam się zbliżyć. Tak się złożyło, że miała talent do czytania z ust, w nauce wspierała ją mama i to dzięki niej Marta dziś mówi. Jej się udało, ale nie każdy głuchy potrafi nauczyć się języka polskiego. To jest tak, jakbyśmy próbowali nauczyć się malować z zamkniętymi oczami. Może komuś się uda, powodzenia!

Poruszasz ważną sprawę, niewiele osób wie, że język migowy nie jest tłumaczeniem ani naśladowaniem języka polskiego…

Tak, to nie jest kalka, w której przekłada się słowa na gesty. Są badania potwierdzające, że różnica pomiędzy językiem polskim i językiem migowym jest nieporównywalnie większa, niż różnica między polskim a chińskim! Przekładanie na migowy jest sztuką, wymagającą talentu do budowania całej wypowiedzi od nowa, jest zupełnie innym sposobem odbierania świata.

Funkcjonuje też coś, co nazywa się Systemem Językowo-Migowym, dosyć popularnym w Polsce, wykorzystującym znaki naturalnego języka migowego, ale odpowiadające składni języka polskiego. Właśnie tego uczą na większości kursów języka migowego – nauki tłumaczenia słów na znaki. Tylko, że głusi potem tego nie rozumieją! I mamy kolejny element perwersyjnej wizji świata, w której trzeba dostosować innego do tego, kim ja jestem.

Język polski jest dosyć nielogiczny, ma też silny związek z czasem, z kolejnością przetwarzania informacji. To gimnastyka dla mózgu, która w przypadku osoby niesłyszącej od urodzenia jest całkowicie karkołomna! Spróbuj skakać na batucie na 6 metrów wysokości, jakoś pewnie damy radę, skoro kiedyś zwisaliśmy z drążka, ale nie o to chodzi!

Zastanawiam się jak wyglądały wasze próby, skoro komunikacja reżyser-aktorzy była jednak utrudniona

Wspaniałe, cudowne doświadczenie! Oczywiście mieliśmy tłumacza, ale dążyłem bezpośrednio do porozumiewania się z aktorami. Zawsze miałem łatwość do języków, tylko, że miganie wymaga innych umiejętności. Przed każdą próbą uczyłem się migania, bardzo się w to wciągnąłem, potrafię się już porozumiewać na podstawowym poziomie. Komunikacja zawsze jest możliwa, bo głusi przyzwyczajeni są do nawiązywania kontaktu ze słyszącymi, zawsze znajdą sposób. Samo miganie, bycie razem jest fascynujące. Prosta rzecz. Teraz rozmawiamy, ja biegam oczami. Ty, słuchasz, patrzysz na mnie, ale możesz też odwrócić wzrok. W przypadku głuchych patrzymy na siebie cały czas.

Inna plastyczność komunikacji przekłada się na fascynujące różnice w samym procesie myślowym. Wybitny neurolog Oliver Sacks w książce „Zobaczyć głos” opisuje różnice w sposobie funkcjonowania mózgu osoby słyszącej i głuchej.Okazuje się, że dzięki innym sposobom analizowania informacji, głusi pod wieloma względami są dużo bystrzejsi niż my! Szczególnie dobrze widzą ruch z prawej strony, dlatego, że lewa półkula mózgu jest za to odpowiedzialna. W myśleniu przestrzennym biją nas na głowę! Głuche dzieci mają poziom percepcji dorosłego człowieka. Lepiej postrzegają kształty, formy. To niesamowite!

Język migowy wydaje się być świetnym narzędziem dla teatru, bo jego struktura jest otwarta i czuła na metaforę, na każdy detal, plastykę, gest. Samo miganie przypomina trochę taniec…

Jedna scena wyszła nam przypadkiem. Poprosiłem Adama, żeby migał o czymkolwiek na próbę, a on zaczął opowiadać o swoim ulubionym filmie Anime – i to był odjazd, w życiu czegoś takiego nie widziałem! Ten fragment spektaklu jest hołdem dla możliwości języka migowego, nieosiągalnych dla ludzi słyszących. Bo poezja migana, poezja wizualna jest specyficznym rodzajem pantomimy, zrozumiałej tylko dla głuchych. Adam wygrał ogólnopolski konkurs poezji migowej, ale ja nie do końca potrafię docenić jego kunszt. Przecież nie wiem, jak to jest stworzyć całą opowieść, używając tylko jednej formy dłoni, jednej litery.

Dopiero po miesiącu pracy z nim zaczynam rozumieć, jak wybitnym znawcą języka trzeba być, jak świetnym performerem, żeby coś takiego wykonać. Dla zwykłego widza to po prostu pantomima, znaki przekształcające się w postaci z danej opowieści. A tymczasem to sztuka, którą mogę porównać do iluminacji w średniowiecznych rękopisach. Jest formą graficznej pracy nad językiem. To jest świat, który rządzi się swoimi prawami. Ma swoje wartości, które z zewnątrz trudno docenić. Tak, jak w naszej poezji forma dytyrambu czy dwunastozgłoskowca przestała już być czymś, co cenimy. Można powiedzieć -intrygujące, ale nie jest dla nas ważne, ale dla innej kultury może być. Tak odbieram poezję wizualną.

Wspomniałeś już o Marcie i Adamie, kim są pozostali bohaterowie spektaklu?

Paweł jest grafikiem, który przez 40 lat pracował w firmie samochodowej. Ktoś może pomyśleć: no chwila, przecież głusi nie mają takich możliwości! Odpowiedź jest prosta. Tych 40 lat Paweł spędził w Szwecji. Tam zrobił karierę, a do Polski wrócił na emeryturze, bo jak sam mówi, woli polski klimat.

Przypominam sobie moją pierwszą rozmowę z dyrektorką instytucji dla słabo słyszących, która trzykrotnie z dumą podkreślała, że absolwenci jej szkoły pracują na kasie w supermarkecie. Dla niej to sukces. To nawet było by komiczne, gdyby nie było przerażające! Do niedawna uważałem, że niepowinienem się wtrącać, nie mam kompetencji. Ale skoro jestem białym, heteroseksualnym mężczyzną, który ma dosyć komfortową pozycję w swoim kraju i mam możliwość zabrania głosu, robię to.

Została jeszcze Jola…

Postać z innej planety. Urodziła się w czasie wojny i jej wielką pasją zawsze był sport. Działała w klubie strzeleckim, zdobyła drugie miejsce na ogólnopolskich zawodach. Jak to możliwe? Nie, nie żyła w Szwecji. Tylko w PRL-u, który tworzył jakieś warunki dla głuchych. Wszystko się posypało po 1989 roku, co nie znaczy oczywiście, że wcześniej było idealnie. Pewne jest, że dziś Jola nie miałaby takich możliwości.

Jest taka scena, w której Jola filmuje pozostałych aktorów z bardzo bliska, bo okazało się, że ma pewniejszą rękę, niż wszyscy operatorzy filmowi, których znam! Obraz nie drga ani przez sekundę, jest precyzyjny jak w hollywoodzkim filmie. Wykorzystaliśmy więc Jolę, ku jej zadowoleniu. Mamy więc cztery pozytywne osoby, każda realizuje się inaczej, ale wszyscy mają jasny cel: dać sobie radę i czerpać z tego życia, ile wlezie. Co nie znaczy, że zawsze jest łatwo i że zawsze się udaje. Żeby do tych historii dodać pełny happy end, potrzebne jest jeszcze stypendium dla Adama, który marzy o tym, żeby nauczyć się języka polskiego. Ma 22 lata, skończył zawodówkę i tyle ma mu do zaoferowania polski system edukacyjny. To obciach dla tego kraju!

Zwracasz uwagę na nieobecność głuchych w kulturze, ich wykluczenie m.in. z literatury. Instytucje, które kształcą głuchych wprowadziły już naukę języka polskiego jako języka obcego. To krok w dobrym kierunku?

Wszystkie badania wskazują, że nie ma innej możliwości nauki języka polskiego. To obcy twór, nienaturalny, którego intuicyjnie osoba głucha nie jest w stanie pojąć tak, jak ktoś, kto słyszy i rozpracowuje całą składnię języka polskiego. Znakomita większość nauczycieli jest słysząca, sam fakt, że jest jakaś garstka głuchych nauczycieli, jest niezwykłym osiągnięciem! Nie wspominając o tym, że w ogóle nie ma zainteresowania tą grupą.A przecież można to zmienić nawet poprzez argumenty czysto pragmatyczne: jeśli słyszące dzieci uczy się języka migowego, to osiągają one lepsze rezultaty w nauce. Osoba z podstawą migowego inaczej będzie reagować na głuchych, będzie miała dla nich inną wrażliwość, zainteresowanie.

Tak się złożyło, że zająłem się językiem migowym i trafiłem na palący temat, szokująco zapomniany, zaniedbany. Bycie głuchym nie boli. Dla głuchych życie nie jest trudne. Problemem dla nich jest to, że żyją w świecie słyszących. W przeciwieństwie do wielu innych grup „niepełnosprawnych”, głusi we własnym gronie są w pełni sprawni, nie odczuwają żadnych trudności, może nie usłyszą nigdy Mozarta, no, trudno.

Ale mają swoją muzykę, można jej „posłuchać” m.in. na kanale Młodzi Migają Muzykę.

Świetna rzecz! Pokazująca nam zupełnie inną jakość czegoś, co wydawało nam się znane. Samym ruchem są w stanie nie tylko oddać muzykę, ale też stworzyć choreograficzną pracę. Dzięki tej odległości miedzy polskim czy angielskim a migowym można stworzyć coś na kształt choreografii, pięknie przetłumaczyć w taki sposób, że sam ruch jest tu wartością.

W spektaklu pojawia się muzyka Fryderyka Chopina. Z jakiego powodu?

Bardzo precyzyjnego. Na fortepianie gra siostra Pawła, który wychowywał się w rodzinie muzyków i to część jego tożsamości. Chopin nie pojawia się dlatego, że ładnie brzmi. W wyszukiwarce Google większość wyników zawierających słowo „głusi” prowadzi do głuchych didżejów, muzyków, tancerzy. Jeśli głuchy może się zajmować dźwiękiem, to nas interesuje! To szalenie perwersyjne!