W latach 1998, 2003 i 2005, podczas 3., 8., i 10. edycji Festiwalu „Konfrontacje Teatrlane” pełnił Pan funkcję komisarza. Jaki rodzaj teatru chciał Pan wtedy zaprezentować festiwalowej publiczności?

Nosimy w sobie pragnienie przywołania tych twórców, zjawisk sztuki, które są nam bliskie, do których się przyznajemy, w końcu do tych, którzy nas inspirują. Najczęściej są to spotkania w różnych miejscach i w różnym czasie. Przypadek lub intuicja kieruje nas w takie miejsca. Wychodzimy z nich w przekonaniu, że nasze myślenie, odczuwanie sztuki nie jest tylko naszym odkryciem. Rzadko zdarza się okazja, by móc głośno mówić o tych fascynacjach. Jeszcze trudniej zgromadzić te zjawiska w jednym miejscu i określonym czasie. Taka szansa się pojawiła, kiedy dane mi było w latach 1998, 2003 i 2005 komisarycznie odpowiadać za program Międzynarodowych Konfrontacji Teatralnych w Lublinie. To duże wyzwanie nie tylko organizacyjne ale i artystyczne. Bardzo silnie oddziaływają na mnie te prace teatralne, które przez obraz i jego dramaturgię dotykają kondycji człowieka, jego tajemnicy, jego zmagań z czasem. Moim pragnieniem było by uniknąć w doborze spektakli tych, które tylko pozornie dotykają kondycji człowieka – dekoracyjnych i estetycznych. Wędrówki po świecie i kraju intuicyjnie pokierowały moim wyborem spektakli budujących program festiwalu. Paleta propozycji była różnorodna, mająca w sobie wspólny pierwiastek jakim jest czytanie rzeczywistości przez żywy obraz. Formuła Komisarza Festiwalu zmienianego przy każdej kolejnej edycji wydawała mi się ważna i odważna. Dała szansę poznania myślenia i fascynacji innych twórców przyjmujących na ten parodniowy czas tytuł komisarza.

Motywację budowania przeze mnie przedstawianych edycji festiwalu dopingował fakt, że odbywały się one w Lublinie – miejscu, które jest mi bliskie nie tylko przez dom rodzinny ale i przez fakt tworzenia tutaj osobistej wizji teatru.

Jaka jest Pana zdaniem przyszłość Festiwalu „Konfrontacje Teatralne”?

Czas wyznacza festiwalowi nowe wyzwania. Powinien on dalej istnieć, gdyż jednoznacznie kojarzy się z Lublinem. Tradycja może przywołać jeszcze lata sześćdziesiąte, kiedy teatr studencki wywierał silne piętno na życie kulturalne Lublina. Do dziś nie wypaliły się urodzone przed laty ogniska różnych form teatru. Lubelska gleba okazała się bardzo podatna i urodzajna dla wielu zespołów, które zaistniały i istnieją w tym mieście. Potrzeba konfrontacji tego, co urodziło się w Lublinie z teatrem z Polski i ze świata utwierdza w przekonaniu o potrzebie dalszego istnienia Międzynarodowych Konfrontacji Teatralnych. Sądzę, że formuła zmienności komisarza (funkcję tę sprawowali Janusz Opryński, Włodzimierz Staniewski i ja) dawała festiwalowi świeżość i bardziej zróżnicowany charakter prezentowanych spektakli. Poszerzyłbym grono komisarzy o nowe osoby nie tylko z grona reżyserów. Międzynarodowe Konfrontacje Teatralne są oczekiwane jesienią nie tylko w Lublinie, ale w środowiskach teatralnych w Polsce i poza jej granicami. Powinny dalej, dzięki wizjom autorskim ich twórców, zdobywać większe grono widzów.

  1. Jaka jest Pańska ocena lubelskiego teatru?

Mit teatru witalnego i artystycznie znaczącego nie da się w Lublinie obalić. Pojęcie „zagłębia teatralnego” przechodzącego różne okresy jest dalej obecne. Niektóre teatry wykształciły charakterystyczną indywidualną formułę, rozpoznawalną w Polsce i na świecie (Provisorium, Kompania Teatr, Gardzienice). Obecność ich na wielu znaczących międzynarodowych festiwalach jest tego potwierdzeniem. Wyjątkowo o zdobycie różnorodnego widza, proponując mu zróżnicowaną estetykę, dba miejski teatr. Do tego są jeszcze w ciągu roku święta teatralne będące spotkaniami różnych form teatru Festiwal „Betlejem Lubelskie”, Festiwal Sąsiedzi.