Zawsze pogodnie i słonecznie, niczym babie lato, witał mnie z początkiem października Lublin i jego niespieszni mieszkańcy o śpiewnej mowie i życzliwych, otwartych twarzach. Z biegiem lat bieganie między Centrum Kultury, Teatrem im. J. Osterwy a Chatką Żaka weszło mi to wręcz w nawyk… Ucieczka z Warszawy na Międzynarodowy Festiwal „Konfrontacje Teatralne”! Radość odczuwałem już w pociągu, który powoli sunął pośród upstrzonych jesienną paletą barw równin i lasów. Tak, to był prawdziwy sygnał, że oto zaczyna się nowy sezon teatralny. I niech tak już pozostanie.

Zjawiłem się po raz pierwszy dopiero na 3. Konfrontacjach w roku 1998, gdy program festiwalu układał Leszek Mądzik, twórca osobny, szef Sceny Plastycznej KUL. Wiedziałem sporo o tradycjach festiwali teatrów studenckich, o „lubelskim zagłębiu teatralnym”, obejrzałem kilkanaście spektakli, m.in. kierowanego przez Włodzimierza Staniewskiego OPT „Gardzienice”, Sceny Plastycznej KUL, Teatru „Provisorium” (pod wodzą Janusza Opryńskiego), Grupy Chwilowej, Teatru Scena 6… O niektórych nawet coś tam napisałem, ale bezpośredni kontakt z tą mieszanką wybuchową okazał się doświadczeniem iście „faustycznym”. Oryginalne teatry tzw. narracji plastycznej, zderzały się ze spektaklami z nurtu antropologiczno-muzycznego, ojcowie alternatywy teatralnej z rosyjską awangardą, japońskimi mistrzami butō, a nawet repertuarowymi odczytaniami klasyków (np. Taniec śmierci Strindberga z Teatru Dramatu Rosyjskiego w Rydze).

Brak miejsca, aby opowiedzieć o wszystkich zasługach twórców Konfrontacji, których organizacja i wybory programowe gdzieś tak od roku 1999 spadły na barki Janusza Opryńskiego. Katalog wzruszeń i teatralnych odkryć, których doznałem w Lublinie, musiałby się przemienić w spory esej. Jedno jest pewne: to tu „Provisorium” i Kompania „Teatr” otworzyły mi oczy na teatr Gombrowicza (słynne Ferdydurke i Trans-Atlantyk) i mądrość Tadeusza Różewicza (pamiętne Do piachu), w nieodległej siedzibie „Gardzienic” przeżywałem próby powrotu do Grecji i zagubionej wspólnoty, a w salce na KUL-u Leszek Mądzik swoim teatrem pytań ostatecznych przywoływał mnie do porządku po dionizyjskim szale. Podczas Konfrontacji obejrzałem po raz pierwszy operę pekińską (Qi Shu Fang’s Company w 2000 r.), kontemplowałem i porównywałem styl „scenicznej obecności” Japończyków – Daisuke Yoshimoto i Atsushi Takenouchi. W Lublinie zetknąłem się po raz pierwszy z Teatrem Derevo, który regularnie powracał z kolejnymi onirycznymi wizjami (od Odzwierciedlenia po Ketzal). Przeżyłem też nieprawdopodobne, czyli spektakl wileńskiego Meno Fortas. Litewski guru Eimuntas Nekrošius wystawił „niewystawialną” – Pieśń nad pieśniami, o której urodzie plastycznej i prawdzie prostoty nie mogę zapomnieć do dzisiaj.

Wreszcie jedne z najoryginalniejszych Konfrontacji – 9. edycja w roku 2004. Teatralna monografia Gombrowicza od Włoch po USA. Z fascynującym Błądzeniem Jerzego Jarockiego z Teatru Narodowego i dwoma, skrajnie odmiennymi Ślubami (inscenizacja Jerneja Lorenci z Teatru Mladinsko z Ljubljany i spektakl w reż. Elmo Nüganena z Teatru im. Horzycy z Torunia). A obok tego sympozja, performances, koncerty, filmy, „przedwojenny w szyku” klub festiwalowy… Wreszcie poranne dyskusje przy kawie z Januszem Opryńskim.

No tak, ale tego wszystkiego nie byłoby bez niewielkiej grupy uczynnych i profesjonalnych przyjaciół-organizatorów. Bo dyrektora Janusza, niczym Prosperowi Ariele, wspierają: Ksenia Duńska-Skrobek, Barbara Sawicka, Ludwika Kłoczowska, Jan Piotr Szamryk i last but not least… Grzegorz Reske. To Im zawdzięczam „niewyrażalnie” wiele!

Grzegorz Janikowski

PS Dyrektor Janusz Opryński ostrożnie kieruje swój Festiwal w stronę Rosji i Wschodu. To ważna i ciekawa decyzja. A na razie Wszystkim Organizatorom Byłym i Obecnym składam serdeczne podziękowania i życzenia: „prawdziwe życie zaczyna się ponoć po 40-tce”.