Rozmowa z Januszem Opryńskim, komisarzem  artystycznym i dyrektorem tegorocznego  VI Międynarodowego Festiwalu Teatralnego Konfrontacje Teatralne

* Zacznę tę rozmowę perfidnie, bo muszę, bo sam napisałem na ten temat komentarz i boleję, że ze względu na kolizję z terminem innego festiwalu, na który jeżdżę od lat nie będę mógł brać udziału w tegorocznych Konfrontacjach. Można wiec nawet rzec, że przemawia przeze mnie prywata. Dlaczego mi Pan to zrobił? Dlaczego w ciągu pięciu lat już trzeci raz zmieniacie datę festiwalu?

– Sam bym chciał żyć w takim kraju, gdzie bym nie musiał zmieniać terminów, gdzie bym mógł rzec tak, jak dyrektor Awinionu, który na ostatnim spotkaniu we Wrocławiu mówił, że od 10 lat cały czas wie jaki ma budżet i to jest niezmienne. Dlatego jak napisał pan, że Awinion nie zmienia dat, należy dodać: nie zmienia tak, jak stała jest ich gospodarka rynkowa. U nas to wszystko jest jeszcze trochę na szaleńczych warunkach.

* Napisałem jeszcze, że Toruń nie zmienia.

– Toruń nie zmienia i Kalisz nie zmienia, ale to są festiwale, które najwyżej notowane są też w puli budżetowej ministerstwa. Jak pan wie, u nas jest dopiero szósta edycja festiwalu i różnie jest on traktowany. Poza tym nasz festiwal odróżnia od innych sama formuła. Decyduje i to, że tutaj jest mieszany teatr repertuarowy z teatrem autorskim, na który jest najtrudniej uzyskiwać pieniędze, bo łatwiej pozyskiwać je na wielkie gwiazdy, niż na taki teatr, który jest robiony przez małe kolektywy, a jest szalenie ciekawy. Nigdy nie chce się żalić, ale ten rok, to rok szczególnej biedy. Kiedy Telekomunikacja Polska, która była naszym głównym sponsorem, i która już w czerwcu obiecała dać pieniądze, a we wrześniu odmówiła udziału – a przecież mówiła cały czas, że będzie nas sponsorować – to był to dla nas cios niezwykle poważny, bowiem jej wkład miał stanowić prawie jedną trzecią budżetu honoraryjnego festiwalu. Tak, że wskutkach mamy wyłom w programie, w myśleniu. Ale chciałem powiedzieć, że tak naprawdę z zapowiadanych, wypadły trzy poważne propozycje, bo ściśniliśmy nasze wydatki, zacisnęliśmy pasa tak, żeby to się jak najmniej odbiło na programie.

* Ale będę uparty, proszę mi wytłumaczyć, dlaczego mamy nowy termin festiwalu?

– Nowy termin jest z dwóch powodów. Wie pan, że baza hotelowa w Lublinie jest dość skąpa i odpowiednim czasie ja jak zwykle wysłałem pisma rezerwujące hotele i nagle dostałem odpowiedź odmowną.

* Hotele, jak dobrze wiem, rezerwujecie rok wcześniej.

– Od razu po poprzednim festiwalu, rok wcześniej, jednak początkowo nie odpowiedziano nam, dopiero potem poinformowano, że jest ogromny zjazd żydowski i że wszystkie hotele są wykupione. I tak się też stało. Zresztą tamta strona płaci bez żadnych zniżek, gotówką, no i działa prawo silniejszego. Teraz o drugim powodzie. Kiedy już zmieniłem datę festiwalu i rozmawiałem z Krystyną Meisner o jej Dialogu, ona mówiła, że to nic nie szkodzi, ponieważ w tym czasie…

* Proszę wyjaśnić, co to jest Dialog?

Dialog jest nowym festiwalem, który odbywa się po raz pierwszy właśnie w tym czasie we Wrocławiu. Krystyna Meisner, była dyrektor toruńskiego Kontaktu, stworzyła go w mieście, który daje ogromne pieniądze na kulturę. Tam mają tego wielkiego prezydenta, którego też miałem okazję poznać. To niezwykle światły człowiek i możliwości Wrocławia dzięki niemu są ogromne.

* To ten, który potrafił w Gazecie Wyborczej wykupić półkolumnową reklamę, jako życzenia dla Tadeusza Różewicza.

– Ano właśnie! To świadczy o jego głębokiej świadomości, że kultura może być też niezwykle ważna w życiu takiego miasta. Zresztą on pierwszy się też wsławił tym, że strasznie wielkie pieniądze przeznaczył na marketing i w najdroższych przewodnikach wykupywał miejsca na promocję Wrocławiu, a w całym kraju – także w Lublinie – wisiały bilboardy reklamujące jubileusz stolicy Dolnego Śląska. I to pewnie trzeba mieć właśnie takich światłych ojców miasta, żeby coś zdziałać. No, ale nie narzekajmy. W każdym razie Krystyna Meisner mówiła, że w tym terminie, o który mnie pan pyta będą u niej tylko warsztaty. Potem te warsztaty się oczywiście nie odbyły i ona przesunęła termin samego festiwalu. Będąc w Toruniu na Kontakcie spotkałem wielu dziennikarzy i oni błagali mnie: – Janusz, przesuń ten festiwal, bo będzie szkoda. Mówił to Roman Pawłowski, mówił Łukasz Drewniak. I wówczas dokonałem kolejnej wolty i kolejnej zmiany terminu, a teraz mówię, że to był brzydki gest wobec pana, za co mogę publicznie przeprosić.

– Ja myślę, że absolutnie nie chodzi tu o mnie, ale o wiele innych ludzi, którzy są przyzwyczajeni do pewnych terminów, a tutaj mieliśmy już Konfrontacje na początku października i w połowie października, a teraz na jego końcu.

– No, właśnie, ale i terminy festiwalu muszą się mieścić w pewnych granicach. Może ludzie mi tego nie mówią wprost, ale zbyt wielu narzekań z powodu przesunięcia terminu Konfrontacji nie miałem, własciwie żaden zespół mi nie odmówił przyjazdu z tego powodu, więc takich wielkich strat nie ponieśliśmy. A pana nieobecność jest szalenie przykra, bo jest pan jakby częścią tego festiwalu, częścią pejzażu tego festiwalu.

* Widziałem plany festiwalowe, początkowo dużo szersze. Czy to nie ze względu na termin właśnie, czy bardziej ze względu na brak finansów ostatecznie nie będzie na przykład teatru włoskiego?

– Włoski teatr został odmówiony, musiałem przenieść termin ich przyjazdu ze względu na finanse.

* Jednak pieniądze?

– Absolutnie, finanse. Ustalałem ich przyjazd, byłem tam przecież i rozmawiałem. Włoski teatr i Ballada o Zakaczawiu z Legnicy, to są te dwie rzeczy, które zwałaszcza chciałem zaprosić. Ballada o Zakaczawiu, to jest ten spektakl, który dostał Nagrodę Swinarskiego i bardzo chciałem go mieć w programie. Rozmawialiśmy o tym z Jackiem Głąbem w Edynburgu. Była okazja, bo on pokazywał tam swojego Koriolana, wtedy kiedy myśmy grali Ferdydurkę i dostali Fringe First. No, nie udało się. Tutaj po prostu te straty są wielkie. Wszystkie festiwale w Polsce straciły, z filmowym włącznie. Potraciły licencje przez telewizję, bo jak pan wie Program II, który jest jedynym, który dawał cokolwiek na kulturę, ma potworne kłopoty finansowe, kłopoty z zamknięciem budżetu. To, że jak zwykle u nas będzie realizowany i emitowany film o festiwalu, to jest nasze zwycięstwo.

* Kto go będzie realizował?

– Będzie to robiła Marzena Podgórska. No, ale może przejdźmy do programu.

* Chyba najbardziej interesuje mnie, wszystkich interesuje, hasło wyrzucane na czołówki gazet, że będzie wreszcie u nas największy mistrz teatru litewskiego.

– W ubiegłym roku robiłem program litewski, pomagał mi Łukasz Drewniak, największy chyba wśród krytyków specjalista od teatru litewskiego, chociaż to jest też jego pasja. Kiedy wtedy byłem w Wilnie, byłem też u Eimontasa Nekrosiusa i wówczas podawał mi cenę. Okazało się, że nie było mnie stać, żeby sprowadzić trzy litewskie teatry, a mówię tu o trzech nazwiskach, o Rimasie Tuminasie, o Oskarasie Korsunovasie i o Nekresiusie. Wtedy obejrzeliśmy sztuki w reżyserii dwóch pierwszych twórców. I teraz jest oto okazja do nadrobienia zległości. Pojawi się Hamlet, pierwsza rzecz z wielkiej trylogii, bo Nekresius zrobił Hamleta, MakbetaOtella. Myślę, że naprawdę zapowiadam wielką ucztę teatralną. To 3 godziny 30 minut wielkiego teatru, wielkiej wizji Szekspira, nowej wizji. Znam dwa przedstawienia Nekrosiusa, znam Otella i znam Makbetai myślę, że one wyrastają z wcześniejszego Hamleta. Ufam, że to, co było pierwsze, to, co wprowadziło litewskiego twórcę na rynki światowe nie wymaga rekomendacji. Myślę, że to jest teatr, który od początku ujmuje widza sugestywną wizją świata, swoją ogromną siłą. Nekrosius nic nie udaje – jak lecą kamienie, to lecą z góry kamienie, jak leci woda, to leci woda z siłą ogromną.

* Czy Pan też jest przekonany, że to w tej chwili jeden z największych twórców teatru na świecie?

– Myślę, że tak. Jemu się od początku ufa. Są sugestywnie stworzone postacie, jest prawdziwa litewskość w jego pracy. Ja nie chcę przesadzać. On pochodzi ze wsi, jego ród jest rodziną stolarzy i on sam nieraz robi różne rekwizyty. Ciągle mam przed oczami scenę z Makbeta, scenę czarownic. Czuje się jakoś, że ona jest stamtąd, że została jakby przełożona i ona nie razi. Bo czasem na fantazji u Szekspira niektórzy dzisiejsi reżyserzy się wykładają. Ucieka im to w bajkę. A tu – nabiera niezwykłej realności. To jest z jego obszaru. On to rozumie.

* Te czarownice to jakieś wiedźmy litewskie, czyli coś, co i w naszej duszy gra przy pomocy Dziadów, tak?

– Myślę, że tak. Cieszę się, to moja wielka satysfakcja, że ten program litewski jakoś dokończyłem i mam nadzieję, że już się nic złego nie stanie.

* Była nadzieje, że będziemy mieli litewski dialog, że do Nekrosiusa dołączy Korsunovas z realizacją z Teatru Studio…

– Że do tego nie dojdzie jest efektem cięć. Mimo, że teatry szły mi na ręke, że mogłem pieniążki wpłacić im później, ale nie mogłem podjąć takiego ryzyka. To są te trzy wielkie straty: Włosi, Ballada o Zakaczawiu teatru Jacka Głąba z Legnicy i Korsunovas. Mamy jednakk coś w zamian, myślę, że program jest szalenie ciekawy.

* W pierwszym projekcie była zapowiedź, dosyć enigmatyczna, że pojawi się coś z Białorusi…
– I pojawiło się! Są dwa teatry. Salomea Rusiecka z Brześcia, naprawdę piękny teatr, o czym donosił mi zachwycony tym spektaklem Łukasz Drewniak. Jest też teatr z Mińska. Zachęcam do obejrzenia ich szczególnie, bo obserwuję wśród publiczności niechęć do tego, co jest z krajów byłego Związku Radzieckiego. Jest w nas niepojęta dla mnie wyższość kulturowa. Przecież tam rodzą się najwięksi aktorzy i największe spektakle, a my tymczasem przekładamy nad nie teatry zachodnie i uważamy, że każdy teatr z Zachodu od razu jest lepszy. To jest wielka nieprawda i ja nad tym boleję. Na przykład w zeszłym roku nie był docenianyWiśniowy sad. Okazało się potem, że był to największe wydarzenie Konfrontacji, ale na sali były wolne miejsca i ludzie potem żałowali, że stracili najlepszy spektakl. Tak, że pamiętajca o tamtym doświadczeniu, serdecznie ten maleńki program białoruski polecam.

* Kilka słów o drugim teatrze z Białorusi.

– Drugi białoruski spektakl, to Tristan i Izolda. Widziałem ten teatr w Mińsku, gdy byliśmy tam z Ferdydurką.Zresztą mialiśmy tam okazję przeżyć wielkie chwile, ponieważ ludzie tam biedni, ale – jak mówią – napięci duchowo.

* Białorusini to nie jedyni goście ze Wchodu?

– Pierwszego dnia wystąpi Aleksiej Merkuszew. To aktor, przyjaciel Adasińskiego, ten z którym zakładał Derevo, tak, że – myślę – rekomendacji tu nie potrzeba, bo Derevo jest w Lublinie bardzo kochane.

* Zagoszczą też polskie teatry jeszcze w Lublinie nie były.

– Jest Stowarzyszenie Mandala, które jest znane w Krakowie.

* Ludzie, którzy zajmują się alternatywa, wiedzą, że to jest wielki teatr

– I wielki spektakl Pomiędzy, niezwykle dowcipny, który mówi o naszych kłopotach z wejściem do Europy. Przedstawienie szalenie ciekawy i bardzo aktualne. Ale będzie też Entartete Kunst, czyli najnowsze dzieło Ingmara Villquista i w jego reżyserii z Teatru Polskiego w Poznaniu.

* Villquist to nasz tajemniczy autor polskich sztuk

– Tak, który występuje pod skandynawskim pseudonimem. Niezwykle ciekawa postać. Mam obietnicę, że przyjedzie, ale tak samo miałem obietnicę Pawła Huelle’go i okazuje się, że jeszcze nie wrócił z Niemiec. To są najgorsze sytuacje, kiedy organizator coś zaczyna mówić, zapowiadać, a potem nie może się z tego wywiązać. Zwołuję przedfestiwalowe konferencje prasowe jak najpóźniej, bo jak powiem coś wcześniej i potem tego nie dotrzymuję, jest mi strasznie przykro, bo ludzie sądzą, że nakłamałem.

* Dokonuje Pan prezentacji teatrów według programu kolejnych dni festiwalu, a ja chciałbym, żeby Pan powiedział jeszcze coś o teatrach zagranicznych.

– Dobrze. Jest Pan Pan, teatr z Irlandii, który byłu już u nas za komisarzowania Leszka Mądzika. Bardzo ciekawa grupa. Dla mnie Pan Pan to ekstrakt postmodernistycznego, bardzo inteligentnego myślenia. Szczególnie zapraszam młodych ludzi, żeby się z tą żywą inteligencją zetknęli. Jest Margo Lee Shermann…

* I to jest dla mnie rewelacja. Mamy tutaj plakat tegorocznych Konfrontacji autorstwa Leszka Mądzika i od razu mi się przypomina, sam byłem świadkiem, jak on adorował Bread and Puppet Theatre i jak on na twórcę Sceny Plastycznej niezwykle wpłynął, a Margo to przecież ten teatr.

– Margo związane jest ze starą alternatywą amerykańską, czyli nie tylko z Bread & Puppet, ale i z Chaykinem. A Chaykina przyjedzie w przyszłym roku na zaproszenie Włodka Staniewskiego. Miał przyjechać w tym roku z Peterem Schumanem, ale w sumie przyjedzie w przyszłym. Skoro o planach, to byłem w jury festiwalu w Kairze i oglądałem Odyn Theatre, jego niezwykle piękny spektakl. Mam obietnice, że też może zagra u nas w przyszłym roku. A co do Margo, myślę, że to będzie wielka przyjemność zetknąć się z tą aktorką, tym typem treningu aktorskiego.

* Do tej pory przez dwa lata po kolei mieliśmy Japończyków, japońską szkołę teatru monodramicznego.

– Dokładnie, dokładnie. A teraz mamy Margo Lee Sherman, która jest wielką aktorką i wierzę, że jej sztuka przypadnie do gustu lubelskim widzom.

* A wróćmy jeszcze do aktora z Dereva. Tam też mamy monodram.

– Bardzo ciekawy. Jest dużo dowcipu, jak w teatrze Derevo, bo to się wywodzi z pewnego typu clownady.

* A tytuł nawiązuje do Wujaszka Wani?.

Być może, być może.

* Musi to budzić skojarzenia: Wujek Wołodia...

– Może tak. Myślę, że to będzie przedstawienie, które ujmuje widzów, bo Rosjanie mają umiejętność szybkiego nawiązania kontaktu z publicznością, potrafią ręką za gorące serce złapać. Ale i potrafią też dużo na scenie, tak, że sądzę, że to będzie dla ludzi wielkie przeżycie.

* No i mamy cały przegląd najlepszych polskich teatrów autorskich, czy jak kto woli alternatywnych.

– Mamy Cogitatur i mamy Akademię Ruchu, z Przychodnią. Exit. Wojtek Krukowowski próbuje tutaj rozprawić się z pop kulturą.

* A czy on ma jeszcze serce do teatru zajmując się Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim?

– Między innymi nasz festiwal odpowie na to. Myślę, że on jest bardzo konsekwentny.

* Czy to jest spektakl uliczny?

– Nie. Spektakl odbędzie się w naszej Sali Nowej w Centrum Kultury. A teraz Cinema. Myślę, że Cinema i Cogitatur coś łączy, łączy poczucie absurdalnego myślenia. Ciągle uważam, że Cinema kontynuuje dobre tradycje studenckich teatrów kabaretowych. Cieszę się, że Miałem taki sen, ich najnowszy spektakl będziemy tu gościć. Teatr Cogitatur – W hołdzie Ekspresjinistom. Zawsze zwracam uwagę na niezwykle udane scenariusze Witolda Izdebskiego. To są jego oryginalne teksty, bardzo inteligentne, w których potrafi posługiwać się różnymi gatunkami literackimi. Ma ogromną swobodę w pastiszach. I to jest jego wielka siła. I ma bardzo fajnych aktorów obdarzonych wielkim poczuciem humoru.

* Będzie też tajemniczy Teatr Okno z Supraśla.

– Należy to rozsupłać. To jest trochę zwodniczy adres, ponieważ są to aktorzy, którzy w tej chwili pracują w lubelskim Teatrze Andersena. I to jest spektakl, który dostał ogromne nagrody na kilku festiwalach, naprawdę piękny spektakl – Romans Perlimplina i Belisy. Życzę im jak najlepiej i chciałbym im zaproponować współpracę z Centrum Kultury.

* Brakuje mi trochę w programie Poznania, który miał być tak mocno reprezentowany. Zabraknie Porywaczy Ciał zawsze tutaj uwielbianych.

– Oni mi zaproponowali nie spektakl, a program muzyczny. Być może zrobiłem błąd, ale ja tego nie widziałem i nie odważyłem się zapraszać. Ufam im jako teatrowi, ale nie bardzo ufam jako, no, powiedzmy, muzykom. A jeśli już o muzyce, to powiem o niezwykle – mam tu pewność – pięknym rozpoczęciu festiwalu w Teatrze Muzycznym. To będzie koncert Tomasza Stańki, specjalny koncert zrobiony dla nas do takiej taśmy z nagraniami poetów, które było zrobione na zamówienie Teatr NN. To jest wydarzenie realizowane także dzięki Basi Luszawskiej, szefowej Impresariatu CK, która się bardzo w nie zaangażowała.

* O jakich poetów tu chodzi.

Nie wiem. Nie znam szczegółów. Wiem natomiast, że wielki jazzman Stańko bardzo się zapalił i bardzo się cieszy na ten koncert i myślę, że to będzie wielkie przeżycie.

* Wróćmy jeszcze do programu teatralnego.

– Będzie Leszek Mądzik z Całunem, którego pan chyba dotychczas nie widział. I będzie Biuro Podróży z Poznania, z najnowszym swoim spektaklem.

* Jest Poznań jednak – troszeczkę.

– Tak. Jest Biuro z Rękopisem Alfansa van Wordena. Cóż to znaczy?

* Czyli z Pamiętnikiem znalezionym w Saragossie.

– Ano właśnie! I to jest ciekawe, że powstał spektakl z inspiracji literatury, ale możę także i filmu Wojciecha Hasa, filmu który zresztą był niedawno powtarzany w telewizji. Poznaniacy pokażą spektakl w plenarze, na Placu Zamkowym. Tak, że – jak pan widzi -nie jest tak źle z tym programem. Chciałbym oczywiście uzyskać więcej, byłbym dumny, gdybym mógł pozyskać Włochów, ale ich przesuwam na przyszły rok do programu Włodka Staniewskiego.

* Dopełnianiem lubelskim jest wasz spektakl, czyli premiera Scen z życia Mitteleuropy według Musila Teatru Provisorium i Kompanii Teatr w reżyserii Pana i Witolda Mazurkiewicza?

– Oprócz niego jest jeszcze wspomniany Leszek Mądzik ze swoją Sceną Plastyczną, jest Teatr NN z monodramem Był sobie raz i jest jeszcze Ela Bojanowska – Maski i miejsca. Naprawdę Ela jest dla mnie tak dzielną osobą, tak walczy… Życzyłbym tylko sobie, żeby ona przyjechała, bo to będzie dla niej ciężkie. Napisała do mnie długi list, że spróbuje tak ustawić swoje terapie, żeby się to udało. Bardzo trzymam za nią kciuki. Jest to dla mnie wielki pokaz klasy. Jest dla mnie ważną osobą, osobą, która heroicznie walczy ze słabością swego organizmu i udawadnia czym dla niej jest teatr. Bardzo jej życzę, żeby jej spektakl został dobrze przyjęty.

* Jeszcze jedna rzecz. Tak się ułożyło, że kolejny raz, rok po roku, jest Pan komisarzem. To zakłócenie dawnego rytmu, pierwotnego założenia o corocznym zmianie na tym stanowisku.

– Wynika to z różnych powodów.

* Ale co się stało?

– Chyba nie wszystko nadaje się do upubliczniania. Powiem o nowym pomyśle. Kończymy festiwal i 29 listopada przyjeżdża Rita Gombrowicz, będzie goszczona przez nas i przyjadą ludzie z przyszłej Rady Programowej festiwalu ‚2004. Bo w 2004 roku będzie setna rocznica urodzin Gombrowicza i Konfrontacje będą poświęcone w całości Gombrowiczowi. I spróbujemy już wydyskutować program, zatanowić w jakim kierunku go budować. Mamy w swoich szeregach twórcę Festiwalu Gombrowiczowskiego Wojciecha Kępczyńskiego, który jest dyrektorem Teatru Roma. W Radzie będą też zasiadali Dziewulska, Majcherek, Bolecki oraz Warlikowski i Jarzyna jako reżyserzy, którzy potencjalnie mogą zrobić na ten festiwal swoje wielkie inscenizacje. Chcemy też ukazać Gombrowicza w szerszej perspektywie, myślimy tu o Szekspirze, który był dla niego szalenie istotny i ważny. To wszystko ustawi ciekawą kompozycję. W przyszłym roku komisarzem odpowiedzialnym za program będzie na pewno Włodek Staniewski, potem będzie Leszek Mądzik, a potem Gombrowicz i znowu za jakiś czas robilibyśmy tematyczny festiwal, który przedzielałby tą naszą ideę zmieniających się co roku komisarzy. To, że ja jestem tu bardziej ekspansywny wynika może z tego, że koledzy zajęci sa swoimi graniami, a ja czuję tu odpowiedzialność, że festiwal po prostu musi się z roku na rok odbć.

* Pan wszak jest także wicedyrektorem organizującego go Centrum Kultury.

– To jest trochę takie moje dziecko. To ja powołałem festiwal do życia, przy wielkim udziale moich znakomitych kolegów, Leszka Mądzika, Włodka Staniewskiego i innych.

* Dziękuję za rozmowę.

– Dziękuję i jeszcze raz zapraszam wszystkich na spektakle i inne wydarzenia szóstych Konfrontacji Teatralnych,w tym nie wymienione tu przedstawienia OFF-Konfrontacji w Lublinie i w Gardzienicach, Wariacje pod Festiwalem w Kawiarni Artystycznej HADES i cały szereg imprez towarzyszących. Do soboty włącznie gwarantujemy ogromną porcję wielkich przeżyć.

Rozmawiał Andrzej Molik