Spektakl składa się z dwóch części: polskiej, wyreżyserowanej przez Łukasza Witt-Michałowskiego (Scena Prapremier InVitro, Lublin) i ukraińskiej, w reżyserii Svitlany Oleshko (Teatr Arabesky, Charków). Artyści, posiłkując się materiałami źródłowymi, badaniami historycznymi, osobistymi wywiadami ze świadkami, odwołują się do realiów polsko-ukraińskiego konfliktu na Wołyniu w latach 1943-47. W obu częściach wystąpi jednakowa obsada, złożona z polskich i ukraińskich aktorów.

„Aporia’43” (reż. Łukasz Witt-Michałowski) nawiązuje do wydarzeń na Wołyniu (1943-45), gdzie doszło do masowej eksterminacji ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich i polskich akcji odwetowych na ludności ukraińskiej, oraz do współczesnych trudności w faktograficznym ujednoliceniu wersji tych wydarzeń przez strony polską i ukraińską. Reżyser wielokrotnie w ciągu dwóch lat powracał w miejsca tamtych zdarzeń, spotykając się z ludźmi, którzy je przeżyli. Każda z opowiedzianych na scenie historii jest więc dokumentalnym zapisem konkretnych osób i miejsc, rodzajem autorskiej odmiany teatru dokumentalnego i metody verbatim. Sprawa Wołynia, pomimo upływu prawie siedemdziesięciu lat, wciąż jest nieobecna w świadomości Polaków i Ukraińców. Aktorzy polscy razem z ukraińskimi podejmują temat nierozstrzygnięty, otwierają jątrzącą się ranę niedomówień i pokątnych szeptów. Prowokując do publicznej debaty, pytają – czy dialog w tak bolesnej sprawie może być w ogóle możliwy?

„Dekalog: lokalna wojna światowa” (reż. Svitlana Oleshko) oparta jest na „Dekalogu nacjonalisty ukraińskiego”, stworzonym przez 25-letniego studenta filozofii. Tego „Dekalogu” nauczyły się na pamięć setki tysięcy młodych ludzi. Był on dla nich nie tylko dokumentem, ale wezwaniem do działania. Właśnie tak żyli, i tak umierali. Z perspektywy naszego czasu „Dekalog” brzmi dość dziwnie: czasem niezrozumiale, czasem śmiesznie, czasem strasznie. Ale trzeba pamiętać o jednej ważnej rzeczy: za tymi dziesięcioma punktami stoją setki tysięcy ludzkich losów. Rozbite lustro można skleić, ale już nigdy nie będzie pokazywać jednego obrazu, a tylko różne jego fragmenty pod różnymi kątami. To tak, jakby oglądać stare zdjęcia, czytać cudze dzienniki, wędrować w czasie, i spodziewać się, że historia może nas nareszcie czegoś nauczyć.