Teatr Biuro Podróży uznawany jest za jedno z najciekawszych zjawisk w obrębie tak zwanego teatru poszukującego. Ten poznański teatr wyrósł niejako w sąsiedztwie legendy – Teatru Ósmego Dnia, dość szybko zdobył nie tylko zainteresowanie, ale również niekłamane uznanie krytyki i widowni. Po premierze „Selenautów”, ostatniego spektaklu Pawła Szkotaka, krytyka trafnie zauważyła, że żywiołem tego reżysera jest ulica. Bo najważniejsze jego widowiska to właśnie spektakle uliczne. Zarówno „Gioradno” jak i „Carmen Funebre” urzekały siłą poetyckiego oddziaływania, były przejmującymi historiami opowiedzianymi surowo i mądrze. Teatr Pawła Szkotaka opanował zarówno środki wyrazu charakterystyczne dla teatru ulicznego, jak i specyficzny rodzaj narracji nie pozwalający „odejść przed finałem”.
Premiera „Selenautów” odbyła się w lipcu tego roku; spektakl niemal od razu uznany został za wydarzenie. Roman Pawłowski zauważył: okrzepł styl wielkiego widowiska opartego na znaku plastycznym i poetyce plakatu, dojrzalsze jest aktorstwo, które łączy cyrkowe umiejętności (aktorzy używają tu trzymetrowych szczudeł, podobno najwyższych w tej części świata) z językiem ciała rodem z tańca współczesnego. Ale nie tylko perfekcyjne rzemiosło, lecz również sam scenariusz jest tym, co należy podziwiać w „Selenautach”. Szkotak zrobił przedstawienie o końcu XIX-wiecznej utopii, która wiązała przyszłe szczęście ludzkości z postępem technicznym, wynalazkiem prądu elektrycznego, telegrafu bez drutu i lokomotywy parowej. O końcu szczęśliwego świata Juliusza Verne’a na polach Verdun.