Współdzielone doświadczenie

Już na samym początku swoboda wyboru tego, co oferujemy naszym widzom, pokazała nam, że widzowie (czy ludzie w ogóle) nie tylko są częścią naszej pracy, ale mogą ją także zmieniać. To, w jaki sposób publiczność odnosiła się do naszej praktyki, było nieprzewidywalne: zmieniało się z występu na występ. Sposób, w jaki goście zwiedzali pokoje w „House”, czy jak zachowywali się sprzedawcy i klienci, kupując sofy w „An Effortless Transaction”, podczas gdy występowaliśmy w ich obecności – wszystko to stało się istotnym elementem naszej pracy. Fakt, że jedynie dzięki obecności publiczności nasza praca zyskiwała kompletny wymiar, zachęciło nas do dalszego eksperymentowania z różnymi możliwościami kształtowania spotkań między performerami i widzami (a także performerami i przypadkowymi przechodniami). Zabawa granicami pomiędzy performerami a publicznością, sceną a widownią, przestrzenią akcji i odbioru stała się integralną częścią naszej działalności.

Ważne jest dla nas to, aby scenografia nie była ćwiczeniem z rozumienia, a przestrzenią, w której performerzy, zamiast podążać za wcześniej ustalonymi wskazówkami, mogą improwizować, decydować (ciągle na nowo) o tym, w jakim kierunku rozwinie się wieczór – i w której widzowie mogą również przyjmować role. Zapraszamy naszą publiczność do niezależnego myślenia i działania; stwarzamy przestrzeń na reakcje widzów, a często również na wchodzenie z nami w relację. To wymaga odwagi, ale często daje wspaniałe rezultaty. Niektórzy z widzów podejmują wyzwanie i doświadczają czegoś nowego, podczas gdy reszta obserwuje ich starania oraz procesy podejmowania kolejnych decyzji. Staramy się zachęcić publikę, by odeszła od roli typowej, biernej, siedzącej w fotelach publiczności; dajemy również szansę przypadkowym przechodniom, aby weszli w doświadczenie nowe, różne od ich codziennego życia. Udział w przygodzie z innymi ludźmi jest jednym z najbardziej pociągających aspektów uczestnictwa. Chcemy, aby nasze spektakle były doświadczeniem współuczestniczenia, a nie obserwowaniem czegoś z dalekiego fotela w teatrze.

Interesujemy się poszerzaniem doświadczenia teatralnego z udziałem publiczności. Podnosząc rangę widza do roli kapitana drużyny, piłki i członka zespołu zarazem, umieszczamy go w centrum wydarzenia. Chodzi o chęć grania z nami, o formy interakcji, które opierają się na zaufaniu, i o próbę potraktowania teatru jako przestrzeni komunikacji.

Uwodzenie i szacunek

Gdy jako Gob Squad mówimy o udziale publiczności, nie chodzi o – jak w latach 60. i 70. XX wieku – o konfrontację i wstrząśnięcie rzekomo bierną masą. Interakcja jest dla nas opartą na szacunku próbą uwodzenia.

Pracujemy z publicznością otwartą na nas. Czasem nazywamy ich performerami znalezionymi, analogicznie do obiektów znalezionych (objets trouvés).

Ważne jest najpierw podjęcie decyzji, z kim chcemy nawiązać kontakt. Często już po kontakcie wzrokowym można ocenić, kto jest zaciekawiony i miałby ochotę na wzięcie udziału. […] Czasami można ustalić, czy ktoś jest zainteresowany uczestnictwem, stając w pobliżu (niekoniecznie kierując nań kamerę). Język ciała i kontakt wzrokowy szybko zdradzają, czy ktoś jest otwarty na partycypację. Ciekawi nas zmysłowa, zabawna formuła współpracy-gry: taka, w której zawsze jest jasne, że to członek/członkini publiczności decyduje, czy i w jakim stopniu chce się zaangażować.

– Zawsze istnieje wybór poziomu własnego zaangażowania. W kluczowych momentach ludzie mogą powiedzieć „tak” lub „nie” i ich decyzje stają się częścią spektaklu.

– To, co często chcemy pokazać, to łatwość wejścia w inny świat. Na przykład, w „Super Night Shot” stoimy z kamerami skierowanymi w naszą stronę. Zwracamy się do kogoś na ulicy i mówimy: „Właśnie jestem w filmie. Chcesz być ze mną w filmie?”. Jeśli chcą, kierujemy kamerę na nich i mówimy: „Teraz jesteś w filmie!”

W naszej pracy uczestnictwo nigdy nie jest obowiązkowe, ale może być traktowane jako okazja. Zależy nam na możliwie najbardziej otwartej i transparentnej komunikacji. Performerzy to również „po prostu ludzie”, którzy mogą bezpośrednio i spontanicznie wchodzić w interakcje z innymi. Różnica polega jednak na tym, że performerzy są na takie spotkania przygotowani, a „performerzy znalezieni” nie są. To sytuacja, której nigdy nie powinniśmy nadużywać. Zawsze mamy więc na uwadze, by uczestnicy naszych przedsięwzięć byli pokazani w najlepszym możliwym świetle, by nie stawali się obiektem drwiny czy też nie zostali pokazani jako naiwni. Osoby, które spotykamy, traktujemy poważnie. Swoją obecnością dostarczają o wiele więcej niż tylko „materiał” do naszej pracy artystycznej. Istotne w naszym podejściu jest to, że rezultat nie ma charakteru wyłącznie podglądactwa. Nie jesteśmy zainteresowani sytuacją, w której świat sztuki przygląda się akwarium pełnemu egzotycznych ryb. Ważne jest dla nas to, by ludzie, których filmujemy i którzy angażują się w nasze działania, interesowali się i cieszyli sztuką na takim samym poziomie jak krytycy. Staramy się więc stworzyć przedstawienia, które nie komentują tego, co jest pokazywane, które nie osądzają i nie dokonują uprzedmiotowienia uczestników.

– Interesujecie nas wy, więc staramy się coś z was wydobyć. Czasami może to być trochę żenujące, ale przecież my także jesteśmy żenujący.

Przejmowanie i tracenie kontroli

– Istnieje coś takiego jak sztuka improwizacji. Przedwczoraj po raz setny wystawialiśmy „Super Night Shot”. Kiedy widzę Berit grającą agentkę od castingu, i widzę, jak radzi sobie z ludźmi, wiem, że ma tu wielkie doświadczenie.

Konstrukcja „performatywnej rozmowy” wymagała długich ćwiczeń w grupie. Staramy się podchodzić do ludzi w sposób, który nie jest wrogi, w którym performerzy mają jasne wyobrażenie o początku, środku i końcu rozmowy, mają „walizkę” pomysłów i „paletę” kierunków, ale pozostają jednocześnie otwarci na to, co może powiedzieć ich rozmówca. Pierwsze pytanie, jakie zadajemy, jest ważne dla zainicjowania rozmowy. „Przepraszam, czy ma pan/pani chwilę, żeby porozmawiać?” – zwykle nie jest dobrym początkiem i prowadzi do pytania: „Ile czasu?” Z doświadczenia wiemy, że większość ludzi zaczepianych na ulicy sądzi, że przeprowadzamy badania rynkowe, zbieramy podpisy pod petycją albo prowadzimy zbiórkę pieniędzy, więc automatycznie reaguje negatywnie. Jest więc dla nas ważne, aby przechodnie od początku postrzegali nas inaczej. Często są zaciekawieni, ponieważ chcą się dowiedzieć, co robimy z kamerą i w głupawym kostiumie. W „Super Night Shot” staramy się wykorzystać tę sposobność i tworzymy krótkie, trochę poetyckie wyjaśnienia tego, co robimy, będące jednocześnie zaproszeniem do współuczestnictwa.

– Kiedy improwizujesz z ludźmi na ulicy, a następnie twój występ pokazywany jest bez cięć, gra zaczyna toczyć się o umiejętność redukcji. Pierwsze pytanie zadawane przez przechodnia to zwykle: „Co robicie?”, więc naturalnie powinienem odpowiedzieć: „Biorę udział w performansie Gob Squad dla takiego czy innego teatru”. Ale tego nikt nie chce oglądać, więc musimy znaleźć inne słowa.

– Skrócić kwieciste gadki.

„Czy wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?” albo: „Gram bohatera w filmie… jak mogę zostać twoim bohaterem?”. Rozpoczęcie od podobnych pytań może rozbudzić czyjąś ciekawość, a jednocześnie zachęca do rozwinięcia swojej własnej historii. W przypadku ról w „Super Night Shot” i w innych spektaklach Gob Squad performer dostaje zadanie do spełnienia. Oznacza to, że rozmowa zyskuje kierunek, że sama wymiana zdań nie jest jej jedynym celem. Performer stara się dotrzeć do sedna danego tematu i stworzyć przestrzeń, w której ludzie mogą dzielić się opowieściami oraz opiniami. Performerzy przygotowują się do spotkań, wypróbowując różne zwroty, których mogą później użyć w rozmowie.

Sytuacje oparte na interakcji z przechodniami i/lub publicznością stanowią te części spektaklu, które pozostają bardziej otwarte i tylko częściowo przewidywalne. W ich trakcie performerzy oddają się w ręce obecnych widzów i całkowicie zrzekają się władzy. Dlatego „metoda interakcji” Gob Squad zawsze polega na dzieleniu się odpowiedzialnością.

– Gdy w „Room Service” dzwoni telefon, ludzie patrzą na siebie, pytając: „Kto podejmie ryzyko i odbierze?”. Obserwujesz innych, by sprawdzić, jak inni radzą sobie w tej sytuacji, wreszcie decydujesz się podjąć jakiś krok, zrobić coś, ruszyć się z bezpiecznego miejsca w tłumie.

Pojedynczy widz decyduje, co dzieje się z jego/jej ciałem. Wchodzi w pełen paradoksów obszar pomiędzy poddaniem się a samostanowieniem, utratą kontroli i pragnieniem kontroli. Chodzi o ciekawość, odwagę, gotowość podjęcia wyzwania oraz napięcie pomiędzy niedojrzałą wolnością (zupełnym brakiem odpowiedzialności) a odpowiedzialnością za wszystko, co się wydarza.

A co się dzieje, kiedy sytuacja wymyka się spod waszej kontroli?

– Zdarzały nam się pokazy, w czasie których traciliśmy kontrolę. To bywa interesujące, ale kiedy publiczność zna zasady gry i się ich trzyma, lepiej się w niej czuje. Moim zdaniem, to skutkuje lepszym spektaklem.

Aby utrzymać jakiś stopień kontroli nad sytuacją i by wprowadzić strukturę dramaturgiczną, performerzy niemal podświadomie unikają momentów pustki i nudy w taki sam sposób, jak unikają łamania zasad i naruszania tabu. Dzięki temu za każdym razem utrzymują tempo i rytm, zawsze dostosowując je do danego przebiegu spektaklu.

Ważne jest, aby do dyspozycji performerów pozostawał wybór opcji działania – by nie czuli się uzależnieni od tylko jednej możliwości. Jednocześnie muszą pamiętać, by być otwartymi i zawsze reagować na zewnętrzne impulsy, które mogą pojawiać się wokół.

Upodmiotowienie: bohaterowie życia codziennego

Chcemy oddać coś ludziom, którzy pokładają w nas zaufanie – poczucie sprawczości, uczucie: „Tak, mogę to zrobić”.

– Nie chcemy tylko brać, chcemy również dać coś od siebie. Ta postawa kształtowała się w nas przez lata.

Przestrzeń rozmaitych możliwości, które tworzy Gob Squad, ma ułatwić publiczności i przechodniom dostęp do własnych marzeń w wybrany przez nich, aktywny sposób, uwalniając ich z ram biernych konsumentów. Przestrzenie stworzone przez Gob Squad oferują widzom możliwość wcielenia się na chwilę w rolę – inną od tej, którą pełnią w życiu codziennym i którą przyjmują jako bierni odbiorcy. Chcemy dać przechodniom możliwość opuszczenia na chwilę własnego życia i stania się częścią innej sytuacji. Pozostając w codzienności, mogą przekroczyć jej granice, znaleźć swój głos, rolę, doświadczyć upodmiotowienia i zrobić krok naprzód. Gob Squad daje możliwość płynnego wyjścia z codzienności – zawsze prowadzącego do spektakularnego happy endu. Przez normalność naszych „bohaterów życia codziennego” publiczność i performerzy są równi sobie nawzajem. Każdy widz ma prawo przekształcić się w bohatera własnego życia, traktować siebie jako bohatera czy bohaterkę.

– Mamy nadzieję inspirować ludzi, dlatego lubimy działać wspólnie z publicznością i przechodniami na ulicy, dawać im możliwość pomyślenia sobie: „Też mógłbym być bohaterem”. Ma to wiele wspólnego z naszą estetyką utrzymaną w duchu „zrób to sam”.

– Też możesz być Rickym Martinem. Albo możesz być od niego lepszy.

Granice

– Chcę wrócić do waszej relacji z „prawdziwymi” ludźmi, z którymi pracujecie. Czy zdarzają się czasami spory, czy ktoś mówi wam: „Posunęliście się za daleko?”.

– Przede wszystkim mamy do czynienia z niuansami. Zdarza się, że ktoś mówi nam: „To, jak zadawaliście dzisiaj pytania, jak obchodziliście się z ludźmi, było przesadą. Może zróbcie to tak…”. To proces, który trwa nawet wtedy, gdy spektakl jest zakończony.

– Wewnątrz grupy opinie dotyczące granic są zróżnicowane. W „Kitchen” na końcu pojawia się pocałunek z widzem, który nie jest na to przygotowany. Każdy z nas robi to inaczej. Niektórzy podchodzą do tej osoby bez żadnych przygotowań, inni próbują dyskretnie dać jakiś sygnał. Każdy ma inne podejście, ale generalnie wszyscy chcemy sięgnąć tych granic.

– Jak w waszej pracy definiujecie relację między publicznością a performerami?

– Zawsze wyobrażam sobie siebie w roli widza. Uważam, że jedyna metoda uczciwego myślenia o spektaklu to zadanie sobie pytania: „Gdybym była widzem, co by się ze mną działo? Czy tego bym chciała?”

Siła widowni

Często jesteśmy pytani o to, jak bardzo uczestnictwo widza lub przechodnia zmienia nasz spektakl. Czy decyzja pojedynczego widza może wpłynąć na przebieg całego spektaklu?

W „Room Service” publiczność podejmuje niewinną na pierwszy rzut oka decyzję: w jednej z pierwszych scen performer pyta o radę, jaki strój ma wybrać na wieczór. Decyzja wpłynie na kształt całego wieczoru. Jak widownia chce postrzegać performera i jakie ma on zadania? Spontaniczna reakcja na widzów ma znaczenie – w spektaklu to punkt, w którym rozpoczyna się gra. W jednym z przedstawień Sean starał się wcielić w rolę gwiazdy rocka w stylu Axla Rose’a. Napisał tekst piosenki dla jednej z osób na widowni, która zasugerowała mu tę rolę. Odegrał sceny przedawkowania narkotyków, samotność gwiazdy – znajomy obraz, który korespondował z jego prawdziwą samotnością w pokoju hotelowym, gdzie spędzał długie godziny, nie słysząc śmiechu widowni. Akcje i reakcje podążają za sobą nawzajem, tożsamości i narracje są wymyślane na nowo, i trudno ocenić, od czego wszystko się zaczęło. Wciąż za to pojawia się podświadome pytanie, kto tu kogo uwodzi.

– Kiedy Simon, rozmawiając z widzem w „Room Service” przez telefon, wymyślił grę w „Kogo chcesz zapomnieć”, wśród publiczności pojawił się wątek ciemności, który stał się tematem przedstawienia. Oto, jak widzowie mogą poprowadzić spektakl.

– Każdy występ to zupełnie nowy świat.

– Dotychczas zagraliśmy „Prater Saga 3” dziewięć razy, i za każdym razem udawało nam się znaleźć trzy osoby do zagrania trzech potrzebnych ról.

– Nie sądziliśmy, że będzie to możliwe i dlatego byliśmy przygotowani na każdą ewentualność. Szkoda, że nasi widzowie zapewne nigdy nie zobaczą scen alternatywnych. Moja ulubiona scena to ta, w której udaje nam się znaleźć jednego z bohaterów, „Bigmana”, ale nie odnajdujemy jego partnera. W tym przypadku pojawia się drugi monolog o samotności głównego bohatera – to jest takie prawdziwe.

W idealnej sytuacji spotkanie ma zawsze otwarte zakończenie, co oznacza, że niezależnie od tego, czy widz albo przechodzień zdecyduje się wziąć udział, spektakl potoczy się dalej. Tylko w takim przypadku uczestnictwo może być rzeczywiście zaproszeniem, a nie zobowiązaniem.

W „Super Night Shot” zderzają się dwa światy: zaplanowane przedstawienie i przypadkowość ulicy. Finał, moment pocałunku, zbliża ze sobą te dwie sfery – bohater i przypadkowa osoba z ulicy, ktoś, kto mógł właśnie spieszyć się na siłownię. „Super Night Shot” faktycznie zmienia czyjąś trasę i drogę; wieczór kończy się w teatrze, przy aplauzie trzystu osób. Decyzja o tym, czy wziąć udział, czy nie, rzeczywiście zmienia kształt spektaklu. „Super Night Shot” może oznaczać sukces w walce z anonimowością, ale może też zmienić się w klęskę.