Na zdjęciu scena grupowa. Dwie kobiety i mężczyzna stoją w takich samych pozach – nogi szeroko rozstawione, ręce uniesione nad siebie, pozycje przypominają literę X. Z tyłu za nimi stoi mężczyzna w mundurze policyjnym. Sytuacja dynamiczna. Scena oświetlona szmaragdowym światłem.

„Oficerki. O policji. Fantazja oparta na faktach” to warszawsko-bydgoska koprodukacja podejmująca temat kobiet w policji, nie tyle jako dokumentalne sprawozdanie z tego, jak ma się płeć do wykonywanego zawodu, ale jako pytanie o to co, społeczne wyobrażenia o policjantkach mówią o kondycji aktualnej umowy społecznej.

Recenzja powstała w ramach współpracy pomiędzy Akademickim Centrum Kultury i Mediów UMCS Chatka Żaka i Centrum Kultury w Lublinie.

Jest to szczególnie aktualny, wręcz newsowy spektakl, biorąc pod uwagę jak w ostatnich miesiącach seria wszelkich kryzysów społeczno-gospodarczych zmusza nas do przewartościowań dotychczasowych zasad. Nie jest to wszak moralizatorska publicystyka, a raczej kolaż cytatów zza kulis oficjalnej gali wręczenia nagrody policjantce. Padają pytania o zaufanie do policji, o granice jej kompetencji. Komisariat od strony kanapek to rzadka perspektywa. Czyży nawet tutaj miejsce kobiet było w kuchni? Niewątpliwie mówienie tekstu na scenie i jedzenie jednocześnie to odwaga godna munduru. Policyjna kobiecość jawi się z jednej strony jako kalejdoskop kompromisów, wyrzeczeń i upokorzeń, ale z drugiej również przestrzeń realizacji kobiecej siły, ścieżka wymknięcia się z roli słabej płci.

Zanim zobaczyłam aktorów moją uwagę zwróciła uroczysta scenografia ze zwisającymi na żyłce mikrofonem i pucharem. Domyślamy się jako widzowie, że ktoś, kto dostaje taki duży złoty puchar na pewno ma dużo ważnych, mądrych rzeczy do powiedzenia. Niestety nasza laureatka unikała mikrofonu jak kul. Małgorzata Trofimiuk zachwyciła mnie swoją grą, bowiem jej swędzące, niewygodne, intrygujące, a wreszcie też irytujące milczenie mówiło więcej niż tysiąc słów. Przez cały spektakl, na końcu języka grzęzło mi „Bohaterko przemów!”. Namawiana i prowokowana na wiele sposobów nie zabrała głosu ponieważ wszystko co powie może być użyte przeciwko niej.

Ciekawym rozwiązaniem było uczłowieczenie psa i pistoletu, wykonane bardzo wiarygodnie i spójnie, co przydawało tym kreacjom lekkości. Dopiero widząc młodą zgrabną kobietę szepczącą do zakłopotanego mężczyzny w mundurze „no weź mnie” zrozumiałam fenomen tatułowania sobie na ciele pistoletu. Czułe wyróżnienie najwierniejszych współpracowników obnaża samotność naszej milczacej bohaterki.

Podsumowując, z ulgą odnowtowuję, że dokumentalny charakter treści podano niebnalnie i atrakcyjnie. Pochwalić należy również dobry kontakt z publicznością. Policjani wzbudzili na scenie tyle zaufania, że widzowie pozwolili sobie siadać na kolanach. Dziękuję za poczęstowanie świeżą kanapeczką. Biliśmy brawo tak długo aż pistolet wreszcie się uśmiechął.